Tuesday, April 29, 2008

Coca-nie-Cola

Dla sledzacych moj stan zdrowia krotki komunikat: jest dobrze! Pokasluje sobie jeszcze ale dalem rade, te wszystkie czosnki, limony, tutejsze propolisowe specyfiki, pokatnie parzone herbaty, zawalanie sie warstwami ciuchow, spanie w polarze, gaciach termicznych i spiworze przyniosly efekt. I tylko jeden apap, jak juz glowa pekala, a latynosi bawili sie wokol namietnie. Ale co pomoglo najbardziej? Otoz coca. To bardzo niewychowawczy fragment. Ale moge powiedziec, ze to z zalecenia lekarza wrecz. A juz na 100% farmaceutki. Otoz rzeczona mila, mloda, ladna i wyksztalcona kobieta widzac moj sprzeciw wobec antybiotykow, skonsulowawszy sie jeszcze dodatkowo przez telefon, zalecila coce rzuta z soda. Bo trzeba Wam wiedziec, ze coca potrzebuje katalizatora by wyzwolic moc. Soda jest ok, ale ma zly smak. Lepsza jest glina albo popiol. Miesza sie to i wtedy wydziela sie sok mocny, od razu polik dretwieje. Efekt znieczulajacy na gardlo jest natychmiastowy, a leczniczy podobno tez mocny (podobno rowniez na zoladek, nie mowic o chorobie wysokosciowej czy zwyklym zmeczeniu lub glodzie). Jak u dentysty.
Coca. Just do it!

2 comments:

Unknown said...

Modlitwy kołobrzeskich kobiet pomogły. Jest zdrowie!

Anonymous said...

So Soltys, byle się tylko nie spodobalo za bardzo ;-) W Warszawce chyba trudno o liście, zostanie tylko katalizator, chociaż woda z gliną, no może... Trzymam kciuki za kolejne wygrane z gardłem i przyrodą- do przodu i w górę!!! -Świder-