Tuesday, April 29, 2008
Coca-nie-Cola
Cusco - Santa Maria - Santa Teresa - hydro - Aguas Calientes - Machu Picchu - Wayna Picchu
Santa Teresa, miasto z budek
w policzku coca
Machu Picchu w calej okazalosci
Duzo by trzeba pisac, bo wiele sie wydarzylo, a mi sie nie chce, odpoczywam. A bylo w skrocie tak: z Helena (ktora choc mieszka w Szwecji to jest Szwajcarka z ojca Norwega i przez to zamieszanie mowi 6 jezykami mimo wieku mlodego) i Björnem ruszylem taxa do slynnej hydroelektrowni, ostatni etap przed Machu dla tych, ktorzy wybieraja alternatywna droge. Tam rusza sie 10 km po torach by dotrzec do Aguas Calientes, bazy wypadowej w gory. Droga swietna, tylko uwaga na pociag! Wszystko wyglada jak zaginiony swiat, jakies maszyny, kolejowe instalacje porosniete i zawlaszczone przez dzungle). Juan Carlos polecil nam nocleg i rzeczywiscie miejsce bylo niezle. Zastalismy tam zreszta cala ekipe, ubrany na bialo, w szaliku i rogowych oprawkach Juan Carlos, mowiacy z emfaza i gestykulujacy przy tym dlonmi zdobnymi w sygnety. Mimo znajomosci z wlascicielem chcial dolaczyc do mojej skromnej dwojki ;-), kto zgadnie co moglo nim powodowac? (Nic z tego nie wyszlo, ale Juan Carlos, wlasciciel niezlego hotelu w Cusco nadal namawia na wypoczynek po trudach podrozy w jego oazie). Spotkalem tam tez Norwega i jego zone Hanne, Polke, Anglika (idac torami po zmroku wpadl w dziure, a sa ich tam dziesiatki, szczegolnie przy prowizorycznych przeprawach i rozdarl noge – w Poludniowej jest kilka miesiecy, drecza go rozne niezindentyfikowane choroby, stracil bardzo na wadze i ciagle na antybiotykach, powtarza jednak uparcie, ze to cena podrozowania) i Hiszpana. Bylimy tez my, czyli Helene, Björn i ja. Komplet. Przy kolacji w dzielnicy nieturystycznej, spotkalem moja polska grupe. Szybkie spanie i przed 6 rano atak na gore. Wszystko na piechote. Najpierw schody Inka, 1500 podobno. Potem od razu na szczyt Wayna Picchu, to gora zawsze widoczna za Machu (tez na moim zdjeciu). Po czym zaczelismy chodzic po calym inkaskim miescie. Na zywo robi niesamowite wrazenie, balem sie wydmuszki, ale to arcydzielo. Powstalo w epoce bronzu, do lupania kamienie nie uzywali zelaza, a mimo to jest to robota arcymisterna, bloki polaczone ze soba bez spoiwa. Przede wszystkim jednak powala rozmach, to po prostu scieta wielka gora, zamieniona w miasto. Miasto, ktore nigdy nie zostalo dokonczone, opuszczone podobno przez Inkow celowo, by nie zostalo znalezione przez konkwistadorow. I rzeczywiscie Hiszpanie go nie odnalezli, zostalo odkryte dla swiata dopiero w 1911 przez Hirama Binghama. Spaleni sloncem krazylismy po ruinach przez kilka godzin. Zejscie bylo w tempie ekspresowym, szybki obiad i do pociagu. Pociagi tutejsze nie skrecaja, tylko robia trawersy jak ludzie i zwierzeta w gorach. Pociag sie cofa i wraca tarasem nizej. I tak do osiagniecia pozadanego poziomu. By dostac sie na stacje w Cusco jezdzilismy w przod i do tylu 5 razy. Ale trzeba przywyknac jak do tego, ze slomki w knajpach nie sa jednorazowe, zuzyty papier toaletowy wrzuca sie do kosza obok, sprzedawcy na panstwowych posadach olewaja cie tak, ze polskie zycie biurowe przy tym to dynamit, a 10 min to zawsze godzina. Itd.
PS Na Machu spotkalismy grupe Szwedow, ktorzy grupowo orzekli, ze jestem podobny do Russella Crowe, nie byloby w tym nic dziwnego gdyby nie pewien list od przypadkowej dziewczyny na naszejklasie i kilka anegdotycznych zdarzen, wlasnie z tym rzekomym podobienstwem zwiazanych. Nie mam wyboru, musze przypakowac do gabarytow pierwowzoru ;)
Sunday, April 27, 2008
Santa Teresa
Saturday, April 26, 2008
So, so salty!
Jutro skoro swit mam ruszac na Machu Picchu. Znacie jakies sposoby by sie szybko postawic?
No i plucze gardlo sola, duzo soli. Nazwa bloga nabiera nowego znaczenia.
Naprawde jest so salty!
PS Jak widzicie jestem zapatulony po uszy ,)
Wreszcie jakies foty
Voy, ziemniakow sa dziesatki rodzajow i sa naprawde dobre!
Ciagle parady, Arequipa, zolnierze maszeruja w kazda niedziele, dzieci maszeruja tez.
Cuy, czyli swinka, jedno z normalniejszych dan kuchni peruwianskiej
Mieszkaniec osady na dnie kanionu Colca. Mysli jak czymychnac do swiata ,-?
Typowy kosciolek w Andach.
Droga
Kondory
Typowa kafejka internetowa, z takich miejsc staram sie nadawac.
Dziewczynki ze szkoly w Andach graja w gume, mundurki nawet w zapadlej wiosce w gorach!
Obrazek dosyc typowy, kobiety w chustach nosza dzieci na plecach, stroje codzienne, nie cepelia.
Thursday, April 24, 2008
Kanion Colca
Nie ma tu czesto pradu a co dopiero internet. Tylko w duzych miastach. Jezdzimy nocami. Dotarlismy nad skraj i zamiast jak wszyscy wziac muly lub osly, zeszlismy na dno najwiekszego na swiecie kanionu z ciezkimi plecakami, ale na dole nam to wynagrodzilo, rajsko, kolibry, wielkie owoce, widoki wspaniale. Tylko ze rano pobudka i dalej. No i sie skatowalismy. Pomagal nam mul i osiol, ale szlismy na sniadaniu tylko w sloncu od switu do zmierzchu caly czas pod gore. Odwodniony ledwo dotarlem. Goraczka, wymioty, drzenie rak. Ale juz zyjemy, wzielismy kapiele w goracych zrodlach i nocnym autobusem ruszamy do Cusco. Wszystko jest inne niz w Europie. To naprawde odkrycie Ameryki, bo Polnocna jest przewidywalna. Musze konczyc, jestem na dworcu i odchodzi nasz autobus, nie udalo mi sie wrzucic masy zdjec ani tak naprawde niczego opisac ;) Nastepnym razem. Do odbioru.
Saturday, April 19, 2008
Arequipa
Wednesday, April 16, 2008
plastic money? ¡no funciona!
Lekcje hiszpanskiego
Oto kawalek lekcji wczorajszej, jak widac obemujacej szerokie spectrum miedzyludzkich relacji, wazna role pelni slowko tylek/tyleczek:
Que no me entere yo que ese culito pasa hambre.
Que me estas contando.
Vete a tomar por culo.
Heavy rains flood parts of Peru
przystanek sol
Tuesday, April 15, 2008
Monday, April 14, 2008
LECĘ!
NOCNE, ostatniochwilowe pakowanie:
plecak deuter aircontact pro 60+15
wór transportowy tatonka; buty: meindl, camper, teva, klapki; śpiwór yeti; mata quechua; 3xskary trekkingowe; spodnie: szelki jack wolfskin, 3in1 lafuma, ¾ alpinpro; kalesony termoaktywne devold; t-shirt devold, t-shirt diesel, długi rękaw, polar vulcan, boxeryx4, przywieszka adresowa, pasek skórzany, szara koszula, sweter merynos, kurtka softshell montano bugaboos, zegarek swatch
wodoszczelna: ładowarka telefoniczna, ładowarka do aparatu z kablem + kabel usb, przejściówka do wtyczek, troki do daypacka
klapa: czołówka, czapka, poncho przeciwdeszczowe, talerz alu + przybornik, krem z filtrem
łazienka: pasta, szczotka, dezodoro, żel/szampon
apteczka:taśma izolacyjna, jodyna, bandaż elastyczny, plastry, off, anapran, nifuroxazyd, węgiel, mikrofibra, nożyczki, bioparox, polopiryna, olbasy, traumel s, xxx
kieszeń na środku: lonely planet, notes+pisak, mapa
foto: ricoh gr digital II, sandisk 4GB shdc, 2x2GBsd, lowepro, czytnik usb
telefon, torebka na dokumenty, portfel, paszport, żółta książeczka szczepień, xero
Po południu jestem w Mardycie.