Krotko, bo pozno i jestem na niedosnie. Wczoraj, w sobote najpierw wizyta w Al Interiorze, pysznne wloszhiszpanszczyzny, potem tradycyjne argentynskie BBQ, czyli asado. Duzo miecha, wina, tance i rozmowy. Rano pozno z lozka, bunt przeciwko slodyczom na sniadanie, wiec bagieta z awokado i w miasto z chlopakami, lokalsami. Do San Telmo, czyli starej, tradycyjnej dzielnicy graniczacej z Boca, robotniczo-portowa. Tam spotkalismy jeszcze dziewczyny z hostelu, Brazylijki, poszwendalismy sie po wielkim pchlim targu, posluchalismy muzyki, slonce caly czas mocno grzeje, choc niektore drzewa juz lyse, inne zolcia zalane. Potem ja sie odlaczylem, by sie spotkac z Karolina z Wroclawia, ktora studiuje na tutejszym uniwerku. Ja znowu jem krwista wolowine, na placu ludzie spontanicznie tancza tango, ktos przeciaga im nad glowami sznur zarowek gdy zmierzcha. Powoli zapelniaja sie knajpy, choc kuchnia nie rusza zwykle przed 20, ludzie przychodza okolo 23, a do klubow rusza sie nie przed 1. Jest cieplo, leniwie, sympatycznie. Metro tylko do 22, za to autobusy kursuja cala dobe i nie ma podzialu na dzienne/nocne. Maszeruje jeszcze kilkanascie przecznic, absolutny spokoj, ludzie z psami, gwar z knajp. Dobrze. Tylko wiatr czasem zawieje az z Polski. Bo tutaj spokojnie.
Monday, May 12, 2008
ASADO + San Telmo
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment